Quantcast
Channel: alteregoblog.pl | blog kosmetyczny, blog urodowy
Viewing all 396 articles
Browse latest View live

Aktualna pielęgnacja włosów | mycie, olejowanie, odżywki

$
0
0

Temat pielęgnacji włosów był jednym z głównych, na jakim chciałam się skupić zakładając stronę alteregoblog.pl ponad trzy lata temu. Nadal jest on jednym z najchętniej czytanych, a jako, że pytania o moją rutynę pojawiają się często postanowiłam nieco odświeżyć to zagadnienie.
W moim przypadku kluczem do dobrze wyglądających, zdrowych włosów okazało się zrozumienie ich potrzeb i dostosowanie do nich produktów. Nie było to wcale takie łatwe, choć posiadaczki kręconych pasm mają zdecydowanie utrudnione zadanie. Wielu osobom, które dopiero rozpoczynają czytanie blogów urodowych czy też Wizażu wydaje się, że pielęgnacja musi być skomplikowana i czasochłonna. Pozwolę się nie zgodzić ;)

Na początek krótka charakterystyka, jakie są moje włosy?
  • niskoporowate,
  • zdrowe, gładkie,
  • delikatne i podatne na uszkodzenia,
  • łatwo tracą objętość
  • nie lubią protein i ziół,
  • nie przepadają za dużą ilością silikonów,
  • skóra głowy źle reaguje na SLS,
  • kolor naturalny.

Pielęgnacyjna rutyna przedstawia się następująco:

Mycie
Włosy aktualnie myję co około trzy dni. Zazwyczaj sięgam po łagodniejsze szampony oparte na SLES, raz na jakiś czas oczyszczam je mocniejszym produktem. Aktualnie używam Pharmaceris skoncentrowany szampon wzmacniający oraz żurawinowej Barwy. W miarę możliwości unikam mocnych środków myjących, silikonów oraz sodium chloride.

Olejowanie
Staram się olejować przed każdym myciem chociażby na godzinę, jeśli nie miałam na to czasu sięgam po odżywczą maskę opartą na olejach. Ulubione oleje to: kokosowy, Babydream dla mam

Odżywki
Najchętniej stosuję wszelkiego rodzaju balsamy, które nie obciążają. Faworytem w tej kwestii jest produkt Babuszki Agafii na kwiatowym propolisie, choć mam również masę innych (nie-stety ;)) Silikony na dłuższą metę mi nie służą, obciążają i przyśpieszają przetłuszczanie.

Maski
Stosuję rzadko, zależnie od potrzeb włosów, najczęściej gdy zabrakło mi czasu na olej, lub gdy cierpię na klasyczny bad hair day. Bardzo lubię maskę Biovax do włosów ciemnych, wersję latte, czy też aloesową NaturVital (o której niedługo nieco więcej).

Zabezpieczanie
Najlepszym produktem okazało się serum L'biotica, które ratuje mnie z każdej opresji. Drugiego dnia po myciu idą w ruch naturalne olejki do zabezpieczania końcówek, aktualnie jest to olej z pestek śliwki.

Stylizacja
Suszę włosy chłodnym nawiewem suszarką Remington z jonizacją, uprzednio zabezpieczając je silikonem. Z racji tego, że zapuszczam grzywkę jestem zmuszona wysuszyć ją na okrągłą szczotkę, lub użyć prostownicy. Aktualnie okres przejściowy zdecydowanie jej nie służy.

Strzyżenie
W miarę możliwości podcinam włosy co około dwa miesiące, ostatnio jednak minęło prawie pół roku od ostatniej wizyty u fryzjera. Dzięki odpowiedniej pielęgnacji nie mam zbyt wiele rozdwojonych końcówek, lubią się jednak przesuszać, zwłaszcza, gdy są bardzo długie (jak ostatnio, do pasa). Najchętniej obcinam je w kształt U, a idealna długość wynosi do talii.

Suplementacja
Jedynym i najlepszym sposobem aby wzmocnić włosy od wewnątrz i przyśpieszyć porost okazała się skrzypokrzywa, przygotowana w nieco bardziej skomplikowany sposób. Z maili, jakie otrzymywałam wiem, że wiele osób chwali jej działanie. Aktualnie rosną bardzo szybko i nie potrzebuję wspomagać się suplementacją.

Zachęcam do podzielenia się swoimi przemyśleniami na temat pielęgnacji w komentarzach, kosmetyczne hity są bardzo mile widziane :)


Zobacz również:
Pielęgnacja włosów, do czego zacząć, co polecam?
Jak wygładzić włosy?
5 kroków do pięknych końcówek
Aktualizacja włosów: styczeń



Matowa doskonałość | Bourjois, szminki Rouge Edition Velvet

$
0
0

Pogłoska niesie, że do noszenia intensywnie pomalowanych ust trzeba dorosnąć... Moją największą obawą zawsze było rozmazywanie się szminki poza kontur ust, przez co długo stawiałam tylko na makijaż oczu. Przyszedł jednak i na mnie czas wraz z rewolucją na polskim rynku, a konkretniej, wprowadzaniu co rusz nowych, matowych produktów. Przetestowałam kilka, tańszych i droższych, nadal bardzo lubięVelvet Matte Golden Rosejednak schyłek ubiegłego roku przyniósł miłość od pierwszego użycia. Dziś będzie mowa o Bourjois Rouge Edition Velvet.


Po wielu zachwytach na innych blogach i youtube miałam bardzo wysokie wymagania, a jak wiadomo, łatwo wtedy o zawód. Tak się jednak nie stało, cóż, może jednak z małym wyjątkiem, ale o tym później :). W mojej kolekcji aktualnie znajduje się sześć odcieni, ale planuję zdobycie jeszcze jednego z najnowszych kolorów. Ceny szminek wahają się od 35 do 50 w drogeriach za 7,7ml. Swoje mam możliwość przetestowania dzięki drogerii internetowej ekobieca.pl


Szminki wyposażone są w gąbkowy, ścięty aplikator, który jest bardzo wygodny, jednak często sięgam dodatkowo po pędzelek aby precyzyjnie obrysować usta. Największą zaletą tych produktów jest lekkość i fakt, że są praktycznie niewyczuwalne. Komfort noszenia jest ogromny, tworzą delikatną powierzchnię, która nie wysusza. Dodatkowo są porażająco trwałe, nie straszne im jedzenie czy pocałunki. Świetnie kryją a barwnik wpija się i zostaje na długo, nawet po całkowitym starciu.


Moje ulubione odcienie to 02, 03, 06 oraz 05, który możecie zobaczyć poniżej:


Do gustu nie przypadły mi jedynie 01, zbyt ciepły odcień czerwieni oraz 08, który bardzo różni się formułą. Jest dziwnie sucha, nierównomiernie kryje, a szkoda, bo odcień jest doprawdy piękny.


Nie udało mi się sfotografować ich już po wyschnięciu do matu, ale zdjęcia całkiem dobrze oddają kolor, choć umówmy się, sporo zależy od ustawień monitora. 


01 Personne ne rouge! - klasyczna, elegancka, ciepła czerwień,
02 Frambourjoise- specyficzny róż, ani za zimny, ani za ciepły, bardzo ładny,
03Hot pepper- genialna, zimna czerwień, absolutnie idealna dla mnie,


05 Ole! flamingo- intensywny róż ze sporą ilością czerwonych tonów, bardzo oryginalny,
06 Ping pong- chłodna fuksja, również bardzo zwracająca uwagę,
08 Grand cru- głęboki odcień czerwonego wina

NOTD | złoto i beż

$
0
0

Blogi zalała wręcz fala o rewolucyjnych lakierach Sally Hansen, które są połączeniem hybrydy i lakieru pozwalające uzyskać trwały manicure aż do 14 dni, przy czym zmywanie nie wymaga użycia acetonu. Produkty były niezobowiązującą niespodzianką od firmy, piękny odcień beżu przekonał mnie jednak abym zaprezentowała go nieco szerszej publiczności.




Liczyłam na dobre krycie, jednak byłam zmuszona położyć aż trzy warstwy, choć jednak mam wątpliwości, czy nie jest to moja wina i czy nie położyłam drugiej zbyt szybko co spowodowało smugi. Lakier faktycznie ma nieco inną konsystencję, która przywodzi na myśl lakiery hybrydowe. Całość została pokryta top coatem z zestawu.


Jako fanka nudziakowych odcieni jestem zadowolona, choć beż bez odrobiny różowych tonów powoduje, ze przy moim kolorze skóry paznokcie wyglądają jak sztuczne. Aby nie było zbyt nudnie jednak na serdeczny i kciuk dodałam nieco chłodne złoto Golden Rose Holiday.


Jeśli chodzi o trwałość, to ciężko jest mi się na ten moment wypowiadać. Po trzech dniach nie ma odprysków co prawda, ale końcówki już się starły. Czas pokaże :)

MeMeMe po raz pierwszy | Kremowe cienie w trzech kolorach

$
0
0

Po moim zachwycie nad Color Tattoo Maybelline, po które sięgam nadal bardzo często przyszedł czas na poszukiwanie innych, wielozadaniowych cieni tego typu. Tym razem wybór padł na nieznaną mi jak dotąd angielską markę MeMeMe, o której niegdyś sporo można było poczytać na blogach. Zauroczyły mnie swatche, a po otwarciu ogromnie spodobały mi się eleganckie słoiczki ze szkła o pojemności 3 ml każdy. Cena jednego jest spora, trzydzieści cztery złote, oczekiwania miałam więc dość wysokie.



Konsystencję tych kremowych cieni określiłabym jako bardzo miękką (bez problemu można dotknąć dna pędzelkiem), nieco silikonową, która po chwili zastyga. Są jednak bardziej pudrowe po zaschnięciu, nie tworzą trudnozmywalnej powierzchni. Ze względu na swe właściwości mogą nie sprawdzić się na bardzo tłustych powiekach, na moich utrzymują się całkiem dobrze, nie rolując się. Porównując je jednak do Color Tattoo pod względem trwałości wypadają gorzej i nie będę ukrywać, że liczyłam na nieco więcej, pod koniec dnia blakną.


Mamy tu nieco większą paletę kolorystyczną, zwłaszcza jeśli chodzi o kolory do dziennego makijażu. Jako baza ładnie podbijają kolor słabiej napigmentowanych, klasycznych cieni. Dobrze się rozcierają i blendują, czy to palcem, czy też pędzlami.


Trzy odcienie wybierałam głównie z myślą o codziennym makijażu rozświetlającym. Hollow Haze to złotawo- beżowy odcień, Willow Whisper orzechowy, z nieco srebrnym połyskiem. Woodland truffle jest natomiast najmniej zmielony, widać tu brokat, który na szczęście nie przemieszcza się na twarzy i nie osypuje. Mógłby być ciekawy jako dodatek do ciemnego smoky. Reasumując, są dobre, jednak nie jest to mój niezbędnik.



Ulubieńcy stycznia | The Balm, Pierre Rene, Kryolan, Go Cranberry

$
0
0

Styczeń powinien być moim ulubiony miesiącem, głównie ze względu na moje urodziny. Co jednak gdy świąteczne zaległości piętrzą się, a obowiązków tylko przybywa? Niedobór snu i motywacji do działania skutecznie zniechęcały mnie do codziennego makijażu, tym razem wiec ulubieńcy prezentują się bardzo skromnie. Głównie jak widać są to produkty rozświetlające, korygujące oraz nieco pielęgnacji.



Pisano o nim tak wiele, w samych superlatywach. Muszę więc przyznać, że powoli sama poddaję się urokowi Mary. Rozświetlacz w szampańskim odcieniu, który daje prawdziwą, bezdrobinkową taflę. Cały miesiąc sięgałam po niego z wielką przyjemnością, nakładając na szczyty kości policzkowych, czasem również powieki. Zdecydowanie wymaga oddzielnej recenzji.


Bardzo, bardzo jasny podkład  (nr 20 champagne) zaskoczył mnie odcieniem. Po pierwszej aplikacji wyglądem przypominałam topielca, na ten moment jestem zmuszona go nieco przyciemniać. Bardzo dobrze kryje, nie zastyga na twarzy jak Revlon Colorstay, w mojej opinii wymaga wiec przypudrowania. Dobrze się nosi, nie spływa, pięknie pachnie. Podobno świetnie wygląda na zdjęciach, choć nie miałam jeszcze możliwości sprawdzenia. Jest jednak dość ciężki i nie stosowałabym go zbyt często.



Niezbędnik studentek pomagający ukryć przemęczenie i zaczerwienioną linię wodną. Świetnie napigmentowana, kolor odpowiedni dla mnie, choć mogłaby mieć nieco więcej żółtych tonów. Bardzo miękka, z łatwością się nią maluje, dobrze się struga. Cena ciut wysoka, 30 złotych, choć jak sądzę, miną wieki nim ją zużyję.


Kolejne świetne produkty polskiej marki. Płyn micelarny świetnie radzi sobie z tuszem Max Factor i wodoodpornym eyelinerem. Nie podrażnia oczu. Zapach typowy dla całej serii.
Żel do mycia twarzy dobrze oczyszcza skórę przy użyciu szczoteczki Foreo. Delikatnie się pieni, plus za wygodną pompkę. Bardzo wydajny. Nie wysusza skóry dzięki zawartości delikatnych środków myjących.

Aktualizacja włosów | luty

$
0
0

Dziś zamiast kolejnej niedzieli dla włosówstandardowa aktualizacja, po której jak widać, niewiele się zmieniło. Miesiąc temu wspominałam o zakupie mojego ulubionego balsamu Babuszki Agafii, długo brakowało go w moich zapasach i przez ten czas zdążyłam zapomnieć, dlaczego tak bardzo go lubię.
Najchętniej stosowałabym go non stop bez przerwy. Świetny do niskoporowatych, zdrowych pasm podatnych na obciążenie. Dodaje objętości, nabłyszcza, good hair day gwarantowany.


W kwestii olejowania jestem nadal wierna Babydream fur mama, ale kolejnym razem planuję kupno czystego oleju kokosowego. Skończyło mi się również serum Biovax A+E. Największy problem stwarza jednak skóra głowy, która ostatnio bardzo się buntuje i przesusza, w wyniku czego przetłuszczanie jest szybsze. 
Przy kolejnej wizycie u fryzjera planuję ściąć włosy bardziej w kształt U oraz wymyślić coś w kwestii zapuszczonej już grzywki.

Zobacz również:
aktualna pielęgnacja włosów
zabezpieczanie włosów olejkiem na sucho
niedziela dla włosów #5 | balsam Planeta Organica
aktualizacja włosów | styczeń


Zamienniki klasyki | Bourjois Rouge Edition Velvet 06 vs Velvet Matte Golden Rose 13

$
0
0

Odkąd odkryłam pomadkiRouge Edition Velvetz mniejszą ochotą sięgałam po inne jakie mam w swoim kosmetycznym pudełku z produktami do ust. Większość wręcz leżała zapomniana, w tym również, bardzo lubiane przeze mnie Velvet Matte, których posiadam kilka sztuk.


Pod moją recenzją produktów Bourjois odezwała się do mnie czytelniczka (pozdrawiam serdecznie!) z prośbą o porównanie dwóch odcieni, Ping Pong oraz 13 Golden Rose ze wspominanej wyżej serii. Byłam pewna, że tańsza jest zdecydowanie chłodniejsza i jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że są identyczne :) Na ustach pokazywałam ją przy poście z cyklu niedziela dla włosów.


Pomadki różnią się formułą, o czym już wspominałam, jednak rozbieżność cenowa jest bardzo duża. Dziewięć a ponad trzydzieści złotych robi różnicę :) Dla początkujących poszukiwaczy matowych kosmetyków Golden Rose na pewno okaże się wystarczająca. Obszerne recenzje obu serii możecie przeczytać TU iTU.


W skrócie jednak przypomnę, że porównując obie Rouge Edition Velvet jest bardziej trwała, lżejsza i mniej wyczuwalna na ustach, bo tworzy powłoczkę koloru, natomiast Golden Rose jest zdecydowanie bardziej kremowa. Obie jednak są godne polecenia ze względu na świetną jakość. Przypuszczam, że wśród bardzo dużej palety GR znalazł by się jeszcze co najmniej jeden kolorystyczny odpowiednik, na ten moment jednak nie planuję kolejnych zakupów :)



Niedziela dla włosów #6 | Isana Professional, odżywka repair nutrition

$
0
0

Odżywkę Isana Professional miałam w swoich zapasach już jakiś czas, ale przez ostatni miesiąc moim faworytem był balsam Babuszki Agafii na kwiatowym propolisie, nie miałam więc ochoty na testowanie nowych produktów. O tej serii zrobiło się głośno na blogach głównie ze względu na maskę, której jak na razie nie miałam możliwości wypróbować, ale obiło mi się o uszy, że aktualnie jest w promocji.
światło naturalne

 Z założenia jest to odżywka do włosów uszkodzonych i łamliwych, ja takich nie posiadam, jak wiecie, byłam więc nastawiona na sporo dociążenie włosów i ewentualny brak objętości. Tak też się stało, choć nadała również miękkość i gładkość. Pięknie, waniliowo pachnie, jest tania, warto spróbować, zwłaszcza, jeśli unikacie silikonów. Przy dzisiejszym, drugim podejściu nie trzymałam jej zbyt długo i tak też zalecam posiadaczkom niskoporowatych pasm podatnych na obciążenie.


 Może nie jest to mój hit, ale być może skuszę się na inne, wychwalane produkty z tej serii. 



Kultowy rozświetlacz | The Balm, Mary-Lou Manizer

$
0
0

W moich ostatnich ulubieńcach miesiąca kolejny raz pokazywałam kosmetyk marki The Balm, tym razem jednak był to słynny rozświetlacz Mary-Lou Manizer, którego chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Po tych wszystkich zachwytach sama byłam ciekawa, czy jest wart tylu wpisów, zwłaszcza, że rozświetlacze od jakiegoś czasu lubię bardzo.

Marka kojarzy mi się przede wszystkim z pięknymi, oryginalnymi opakowaniami i tak też jest w tym przypadku, piękna blondynka przyciąga wzrok. Prócz ciekawego motywu mamy do dyspozycji również spore lusterko i oczywiście, 8.5g produktu. Odcień określiłabym jako ciepły, szampański.


Pigmentacja jest bardzo dobra, wystarczy delikatne przejechanie pędzlem aby nabrać właściwą ilość do rozświetlenia twarzy. W mojej opinii niewprawione osoby mogą z nim z łatwością przesadzić, ale całe szczęście, że efekt błysku można stopniować.


Nie znajdziemy tu co prawda brokatu, ale moim zdaniem nie jest to produkt na co dzień, przynajmniej jeśli chodzi o mój odcień skóry. W porównaniu z minerałami, które nienachalnie dodają świeżości i odświeżają wygląd całej twarzy, mam wrażenie, że któraś z moich zaznajomionych z tematem koleżanek będzie w stanie stwierdzić, że stosowałam kosmetyk tego typu.


Być może jest to wina tego, że w makijażu raczej celuję w chłodne odcienie, a wspaniała Mary jest bardziej złotawa? Polubiłyśmy się, stosowałam ją w ostatnim czasie bardzo często, ale największej, życiowej przyjaźni raczej nie widzę.

Z przyjemnością sięgnę po nią przed większym wyjściem, zdjęciami lub gdy najdzie mnie ochota na większy niż zazwyczaj błysk na policzkach. Biorąc pod uwagę fantastyczną wydajność i brak pylenia kwota ponad sześćdziesięciu złotych, jaką należy za nią zapłacić jest moim zdaniem adekwatna.


Zobacz również:


Walentynki z Rimmel | Lakier i szminka by Kate Moss

$
0
0


Nigdy nie byłam specjalną zwolenniczką ani przeciwniczką Walentynek, zwanego dość poetycko Świętem Zakochanych. Co roku podchodzę do niego dość neutralnie, na luzie, bez niepotrzebnego spinania się. Nie będę rozpisywać się truizmami, że okazywać uczucia powinniśmy cały rok. Jakkolwiek nie spędzałybyście 14 lutego życzę samego uśmiechu na twarzach :)

Warto pamiętać nie tylko o ukochanych osobach, ale również o sobie. Relaksuje Cię czytanie, ulubiony serial czy malowanie paznokci? Zrób to! Masz ochotę na intensywne usta, mimo, że po czerwień sięgasz od wielkiego dzwonu? A co Cię powstrzymuje? Znajdź moment dla siebie.


Mogę być monotematyczna i popadać w schematy, ale jeśli przyszedł czas na zaproponowanie makijażu w klimacie Walentynek, to bez wahania mój wybór padł właśnie na czerwień, mimo, że nie jestem jej specjalną zwolenniczką.


Kosmetyki sygnowane przez Kate Moss okazały się świetnie napigmentowane. Lakier Rock n roll kryje po jednej warstwie, postanowiłam jednak dodać mu głębi pokrywając paznokcie drugą warstwą i top coatem Seche Vite.


Szminka o numerze 22 idealnie koresponduje z odcieniem lakieru. Jest kremowa i świetnie się rozprowadza. Ponadczasowa klasyka zawsze się sprawdza.


Kosmetyki probiotyczne | EweSkin

$
0
0

 W czasach, gdy sklepy uginają się od różnego rodzaju kosmetyków łatwo się zgubić w gąszczu informacji i obietnic producentów. Kupujemy coraz więcej, coraz bardziej nie przemyślanie, co może skutkować wszelkiego rodzaju podrażnieniami i alergiami. Sama niestety cierpię na problemy skórne i o ile w makijażu stawiam najczęściej na minerały (pomijając większe okazje, gdy potrzebuję większego krycia) to temat pielęgnacji skóry ciała wciąż sprawia mi problem. 


Większość produktów, nawet tych przeznaczonych do skór atopowych wysusza i pogłębia uczucie nieprzyjemnego ściągnięcia. Pozbawia ją ochrony lipidowej i korzystnej flory bakteryjnej.
Przełomem dla osób, które lubią sięgać po naturalne produkty mogą okazać się kosmetyki pro biotyczne EweSkin.  Są to kosmetyki probiotyczne zawierające w swoim składzie żywe kultury bakterii dzięki czemu tworzą naturalną ochronę przed alergenami.

 
Do wypróbowania zdecydowałam się na żel pod prysznic oraz dezodorant. Zapachy obu są delikatne, nieco mydlane, nie gryzą się z nutą perfum. Dezodorant nie zawiera w składzie soli aluminium, nie hamuje więc potliwości. Chroni jednak przed rozwojem bakterii odpowiadających za nieprzyjemny zapach, jest więc idealny na co dzień. Nie pozostawia białych śladów na ubraniach, nie niszczy ich i nie powoduje nieestetycznych przebarwień na tkaninach. Za 150 ml należy zapłacić około czterdzieści siedem złotych.


Żel pod prysznic jest gęsty, nie spływa z myjki. Pachnie nieco bardziej męsko, ale nadal przyjemnie. Delikatnie się pieni. Nie wysusza skóry, po kąpieli nie mam poczucia, że muszę natychmiastowo nałożyć balsam lub oliwkę do ciała. Przypuszczalnie ma na to wpływ wykorzystana tutaj gliceryna. Wydajność również na plus. Estetyka opakowań koresponduje z przesłaniem marki, kojarzą mi się z prostymi, przemyślanymi składami. 300 ml produktu kosztuje dwadzieścia osiem złotych.



Kolagen NTC | Wrażenia po miesiącu stosowania + KONKURS

$
0
0

Latka lecą, a jak wiadomo, młodsza już niestety nie będę. Pocieszam się jednak myślą, że dla wielu osób to najlepszy czas na znalezienie własnego stylu, a wiele kobiet, które znam najpiękniej wygląda przed trzydziestką, choć do niej mi jeszcze daleko :) Wyznając jednak zasadę, że zmarszczkom lepiej zapobiegać niż zwalczać już powstałe z chęcią postanowiłam wypróbować kolagen NTC. Regularnie stosowany do codziennej pielęgnacji zwalcza procesy starzenia się skóry. Motywacją był również fakt, że od około dwudziestego piątego roku życia poziom tego białka w tkance łącznej niestety maleje, co niekorzystnie odbija się na wyglądzie.


Kwestia odpowiedniego nawilżania cery jest dla mnie niezmiernie ważna ze względu na jej problematyczność. Jak wiadomo, skóry tłuste i mieszane w wyniku przesuszenia buntują się jeszcze bardziej, co nie poprawia ani wyglądu ani mojego komfortu. Spektrum działania jest niezmiernie szerokie, bowiem kolagen, jako substancja aktywnie czynna nawilża, przywraca jędrność i sprężystość, redukuje blizny i przebarwienia oraz wiele innych. Osobiście byłoby mi go nieco szkoda stosować na inne partie ciała niż twarz :)


Kwestią zasadniczą podczas stosowania kolagenu jest sposób aplikacji. Początkowo nie była to przysłowiowa bułka z masłem, wszystko jednak wyjaśnia producent. Aby produkt miał możliwość przeniknąć do skóry właściwej należy nakładać go na oczyszczoną i jeszcze mokrą skórę, po czym wykonać masaż przeciwdziałający skutkom grawitacji, czyli od szyi w górę. Jeśli zauważyłam uczucie ściągnięcia, to miałam pewność, że należy ponownie zwilżyć skórę i powtórzyć czynność.
Na jedną aplikację wystarczyła zazwyczaj jedna pompka gęstego żelu. Stosowałam go sumiennie przez miesiąc, zazwyczaj dwa razy dziennie, w tym również pod oczy i na powieki. Zapach jest bardzo delikatny, niemal niewyczuwalny.

W przypadku używania innych kosmetyków do twarzy, w tym zwłaszcza posiadających kwasy, cynk, siarkę lub retinol zawsze należy odczekać, gdyż te składniki deaktywują kolagen. Zazwyczaj więc, gdy pojawił się jakiś stan zapalny na skórze aplikowałam go, a dopiero po około godzinie punktowo nieco silniejszą maść.


 Skład jest prosty i treściwy, zawiera wodę, kolagen, kwas mlekowy oraz hialuronowy. Nie znajdziemy tu niepotrzebnych dodatków, konserwantów czy barwników.

Jak jednak wypadło jego działanie na skórze mieszanej w kierunku tłustej, z tendencją do wyprysków i podrażnień? Przyznam szczerze, że o ile podeszłam do niego nieco sceptycznie, mimo wielu pozytywnych opinii, to po miesiącu muszę przyznać, że pozytywne działanie widać gołym okiem. Przede wszystkim skóra jest bardziej jędrna i elastyczna, nie przesusza się tak bardzo. Wypryski goją się szybciej, a jak wiadomo, sesja i stres nieco niekorzystnie wpływają na tendencję do ich powstawania. Przebarwienia po nich również nieco zbladły. Testuję go również w kierunku likwidowania blizn, pewnie pamiętacie moją nieszczęśliwą przygodę z lokówką do włosów ;) O efektach być może wspomnę dopiero za jakiś czas, w tym przypadku potrzeba zdecydowanie więcej czasu. O ile kwota, za buteleczkę 50 ml jest, nie oszukujmy się, dość wysoka, bo wynosi 195 złotych, to myślę, że jest to o wiele lepsza inwestycja niż kolejny krem do twarzy.

Jedna z Was ma okazję przekonać się o tym sama. Do wygrania jedna buteleczka produktu.
Aby wziąć udział należy odpowiedzieć na pytanie konkursowe (w tym wypełnić formularz) oraz polubićprofil NTC. Mile widziane udostępnienie wpisu, choć nie jest to warunek konieczny:) Konkurs  trwa tydzień, wygrywa najbardziej kreatywna odpowiedź.



Regulamin
1. Konkurs organizowany jest przez alteregoblog.pl. Sponsorem nagród jest Kolagen NTC.
2. Konkurs trwa tydzień, do 26.02.2015 do północy.
3. Zadaniem konkursowym jest kreatywna odpowiedź na pytanie zawarte w formularzu oraz poprawne wypełnienie pozostałych pól.
4. Spośród wszystkich odpowiedzi wybranie zostanie zwycięzca. Odpowiedzi nie będą opublikowane na blogu.
5. Jedna osoba może wysłać tylko jedno zgłoszenie.
6. Konkurs skierowany jest do czytelników wyżej wymienionego bloga.
7. Osoby niepełnoletnie powinny zapytać o zgodę na udział swoich rodziców.
8. Za wysyłkę nagród odpowiedzialny jest sponsor nagród. Czas oczekiwania na adres do wysyłki wynosi maksymalnie tydzień, w innym wypadku wybrana zostanie inna osoba.
9. Biorąc udział w konkursie wyrażasz zgodę na przekazanie danych osobowych w celu wysyłki kosmetyków (Dz.U.Nr.133 pozycja 883z późn. zm.)
10 Wyniki zostaną ogłoszone w ciągu tygodnia od zakończenia konkursu.
11. Konkurs nie podlega przepisom ustawy z dnia 19 listopada 2009 roku o grach hazardowych (Dz. U. z 2009 roku nr 201, poz. 1540 z późn. zm.)
12. Regulamin wchodzi w życie wraz z dniem rozpoczęcia konkursu.W sprawach nie określonych w niniejszym Regulaminie zastosowanie mają przepisy Kodeksu Cywilnego oraz inne przepisy powszechnie obowiązujące. 
 

FACEBOOK | INSTAGRAM | BLOGLOVIN

Malinowe usta | Lumene, kredki do ust Malinowy Sorbet

$
0
0

Wielu z Wam kojarzę się z mocnymi, przyciągającymi uwagę ustami, lubuję się głównie w intensywnych kolorach. Od czasów szminek Bourjois Rouge Edition Velvet nic nie zachwyciło mnie na dłuższą metę. Okazuje się jednak, że podkreślanie ust nawet delikatniejszymi, transparentnymi kolorami ma sens. Do niedawna używałam głównie mocnych szminek, lub stosowałam zwykły balsam ochronny. Nie potrafiłam postawić na kompromis. 


Lumene to fińska marka, zupełnie jak dotąd nieodkryta przeze mnie. Pierwsze spotkanie uważam za wybitnie udane i pozwala sądzić, że nie są to jej ostatnie produkty na jakie się skuszę. Dziś jednak skupię się na ocenie malinowych sorbetów do ust, które mają być tradycyjnie, jak to w przypadku kredek kosmetykiem 4 w 1. Połączenie szminki, konturówki, balsamu i odżywki. Nie bardzo rozumiem, co producent miał na myśli jeśli chodzi o to ostatnie ;)


Do dyspozycji mam pięć kolorów i szkoda, że swatche w internecie okazały się mylące. Najjaśniejsze, numer 12 i 13 mają drobne, ale widoczne na ustach drobinki. Pozostałe albo ich nie posiadają (15) albo są one bardzo, bardzo delikatne i praktycznie niewidoczne (10 i 16). Na ten moment kuszą mnie jeszcze inne odcienie.


od lewej numery od 16 do 10.
Do gustu najbardziej przypadł mi odcień 16, wild raspberries, mogłabym go określić jako znany mój odcień ust, ale lepszy ;)



Jeśli chodzi o same właściwości produktu, to są zadowalające. Nie wysuszają ust, bardzo komfortowo się noszą. Pigmentacja jest bardzo dobra, co widać na swatchach, mimo to, równo się zjadają. Gładko sunie po ustach, pozostawiając je błyszczące i całkiem apetyczne, jak na moje oko ;) W porównaniu do na przykład nudziakowych pomadek Celii są o wiele bardzie trwałe. Nie ma obawy również o klejenie się i rozmazywanie. 


Mają prawie niewyczuwalny zapach, są również bezsmakowe, nad czym ubolewam, bo malinowy sorbet nieco pobudził wyobraźnię, a może raczej kubki smakowe:) Kosz jednej wynosi około 34 złote, co jest raczej standardową ceną za kredki do ust. Ciekawi mnie jak wypadłyby w porównaniu ze znanymi szminkami Bourjois albo Revlon, ale o tym może innym razem.


Nowa kuracja do paznokci | Herome Nail Hardener Extra Strong

$
0
0

Nigdy nie miałam większych problemów z paznokciami, zawsze były twarde, mocne, nie wiedziałam czym jest rozdwajanie. Wszystko zmieniło się około dwa lata temu i o ile sądziłam, że to przejściowe, to niestety, dość mocno się myliłam. Być może ma na to wpływ fakt, że nie nakładam kolorowych lakierów non stop, tak jak kiedyś, co niestety przypłaciłam sporymi przebarwieniami, mimo stosowania bazy.



Na ten moment największym problemem jest kruchość i duże rozdwajanie. Raz odbita płytka odchodzi całym płatem. Zdarzyło mi się również, że rozdwojenia powstawały dalej, niż wolny brzeg. Po próbach z olejami, Eveline 8w1 postanowiłam spróbować Herome, jednej z mocniejszych odżywek. Nie jest to produkt do stosowania przez długi czas, również osoby, którym szkodzi formaldehyd nie powinny jej stosować. Producent zaleca stosowanie jej przez 14 dni, przy czym jednego dnia nakładamy jedną warstwę, drugiego kolejną, po czym zmywamy i powtarzamy proces.


Po tym czasie powinnam zauważyć widoczną poprawę, jakie będą efekty zdam relację :) Mam nadzieję, że będę równie zadowolona, co Wizażanki. Nie ukrywam, że pokładam w niej duże nadzieje.

 FACEBOOK | INSTAGRAM | BLOGLOVIN

Ulubieńcy lutego | Khadi, EOS, Kryolan, NTC, Loreal, Lumene

$
0
0

Ostatniego dnia lutego zapraszam na szybki przegląd najlepszych kosmetyków tego miesiąca :) Znów skromnie, trochę nowości i tyle samo powrotów do sprawdzonych i dawno już przetestowanych produktów.

1. NTC, nanotropokolagen, nadal sumiennie przeze mnie używany, myślę, że po kilku kolejnych miesiącach dam znać, jakie są efekty. Recenzję po ponad miesiącu możecie przeczytać tutaj.

2. Khadi, olejek stymulujący wzrost włosów, stosowany głównie ze względu na aktualne spore wypadanie oraz podrażnioną skórę głowy. Baby hair też mogłyby się pojawić, ale jestem pewna, że za jakiś miesiąc zauważę już ich zwiększoną ilość. Ogromnie wydajny.


 3. Lumene, szminka malinowy sorbetw odcieniu 16toadal najczęściej stosowany produkt do ust, zaraz obokjajeczka EOSo zapachu miodowo- melonowym. Specjalnie nie nawilża, można go określić jako ciekawy gadżet, ale smakuje obłędnie i sam sposób aplikacji zachęca do jego stosowania.


4. Kryolan, puder ryżowy mocno matujący* ratował mnie w ekstremalnych sytuacjach. Nie jest to produkt do stosowania codziennie, zwłaszcza, jeśli macie tendencję do przesuszania. Pojemność 30g wystarczy mi chyba na wieki.


5. Loreal, maskara VML So Couture* to kolejny powrót. Jeden z moich ulubionych tuszy, choć ostatnio miałam wrażenie, że mocniej wypadają mi rzęsy. Nie mam co do tego pewności, chwilowo więc go odstawiłam. Nie mogłabym nie wspomnieć, że efekt i trwałość była jednak godna polecenia, a więcej na jego temat pisałam tutaj.


produkty oznaczone gwiazdką otrzymałam od drogerii ekobieca.pl

FACEBOOK | INSTAGRAM | BLOGLOVIN

Marka na dziś | Make Up Revolution: wypiekany rozświetlacz, pigmenty, eyeliner

$
0
0


O marce Make Up Revolution pisano już tyle, że zapewne żadna z Was nie jest zdziwiona, że mimo ostatecznego wzbraniania się postanowiłam zainteresować się kolejnymi kosmetykami. Pierwszą była oczywiście paleta Iconic I, o której nie miałam okazji wspomnieć. Aktualnie największym zainteresowaniem cieszy się m.in. wypiekany rozświetlacz, o którym dziś nieco więcej. Największą zaletą wszystkich jest ich niska cena, choć od razu zdradzę, że nie do wszystkich produktów zapałałam wielką miłością ;)


Spośród trzech dostępnych kolorów skusiłam się na golden lights. Oko przyciąga ciekawa struktura pudru, moim zdaniem stylizowanego na kosmetykach KIKO. Za 7.5g produktu należy zapłacić 15 złotych, czyli w porównaniu do słynnej Mary-Lou The Balm całkiem niedużo.


Pigmentacja jest świetna i mi, niestety, wielokrotnie udało się z nim przesadzić. Na szczęście wystarczy usunąć nadmiar czystym pędzlem. Nie posiada widocznych drobin brokatu, daje błyszczącą, dość złotą taflę. Dobrze się utrzymuje na skórze, myślę, że jest to dobra opcja dla osób poszukujących swojego pierwszego kosmetyku rozświetlającego. Konsystencja jest bardzo gładka i jedwabista. Szczerze przyznam, że to jeden z moich ulubionych na ten moment produktów, po resztę nie sięgam tak często.


Kolejnym, dość często używanym przeze mnie produktem jest dwustronny eyeliner w kolorze czarnym. Do plusów mogę zaliczyć świetną, banalną aplikację. Wykonana nim kreska jest ostra i nieco graficzna. Co dziwne, grubsza strona jest bardziej napigmentowana, niż ta do do bardziej precyzyjnego malowania. 


Obawiałam się szybkiego wyschnięcia, nic takiego jednak do tej pory nie miało miejsca. Jest tylko jeden minus- nie jest specjalnie trwały. Mimo zagruntowania powieki matowym cieniem lubi się rozmazywać, zwłaszcza, jeśli chodzi o jaskółkę. Kosztuje około 18 złotych i myślę, że kolejny raz już po niego nie sięgnę. 


Najbardziej mieszane uczucia mam co do pigmentów w formie uroczych solniczek. Niestety, nie posiadają żadnej zatyczki, przez co w kosmetyczce produkt ma możliwość swobodnego wysypywania się. Na co dzień nie używam sypkich  cieni do oczu, zazwyczaj bardzo się śpieszę i nie kombinuję. Sadziłam jednak, że przy większej okazji będzie to dobra forma uatrakcyjnienia makijażu.


Tutaj jednak pojawia się problem. Mimo genialnej pigmentacji (mniejszą części swatchy wykonałam na bazie Avon) bardzo zanikają przy blendowaniu. Na zdjęciach mam wykonany nimi makijaż i niemożliwością było uchwycenie jakiejkolwiek różnicy pomiędzy odcieniami brązu. Świetnie przyklejają się do powieki, mogą sprawdzić się jako niewielki akcent, ale nie jako baza do kompletnego pomalowania oka. Być może to kwestia mojej bazy lub nawet powieki. Za 5 złotych polecam skusić się na inny kosmetyk. Lub kupić dobrą czekoladę, co kto woli ;)


Piękny makijaż z użyciem różowego pigmentu widziałam u Mileny, ale sama najwidoczniej nie potrafię się nimi obsługiwać.


Pielęgnacyjne gadżety do ust | balsamy BALMI

$
0
0


Piękna, słoneczna niedziela zachęca do relaksu i odpoczynku. Najczęściej jest ona dla mnie dniem również wzmożonej pielęgnacji ciała i włosów. Produkty do ustBalmi to balsamy w formie uroczych kostek. W sam raz dla osób lubiących nieco mniej standardowe rozwiązania.

Każdy z nich waży 7g, dostępnych jest kilka zapachów, bowiem nie posiadają one smaku. Dla siebie wybrałam truskawkę oraz miętę, z myślą już o nieco cieplejszych miesiącach (delikatnie chłodzi). Aplikacja jest bardzo przyjemna, balsam topi się na ustach, przez co niestety, jest nieco mało wydajny. Nie pozostawia uczucia lepkości. 

Polybutene, Paraffinum Liquidum, Petrolatum, Ozokerite, Synthetic Wax, Ethylhexyl Pamitate, Paraffinum, Ethyhexyl Methoxycinnamate, Cera Carnauba, Butyl Methyoxydibenzoylmethane, Benzophenone – 3, Butyrospermum Parkii Butter, Hydrogenated Jojoba Oil, Aroma, Diethylamino Hydroxybenzoyl, hexyl Benzoate, Tocopheryl Acetate, Phenoxyethanol, Methylparaben, Propylaraben, Benzyl Benzoate, CI 77891

Formuła oparta jest na parafinie, co mi specjalnie nie przeszkadza, żałuję jednak, że na początku składu nie znajdziemy choć jednego olejku. Choć zostały one dodane, to zapewne w niewielkiej ilości.


Właściwości pielęgnacyjne określiłabym, niestety, jako niewielkie, w moim przypadku pełnią one bardziej funkcję ochronną, dodatkowo ciesząc oczy wyjątkowym designem. Posiadają filtr 15 SPF. Kosmetyki i woski pochodzą ze sklepu kosmetykomania.pl

Konkurs NTC | Wyniki

$
0
0

 Śpieszę poinformować, że buteleczkę NanoTropoCollagenu w ostatnim konkursie wygrywa:

 AGNIESZKA H. (agnieszka.h***@wp.pl)

Gratulacje :) Na kontakt czekam tydzień.


Niebawem kolejny konkurs z ciekawymi nagrodami!


NOTD: Trzy kolory | Nowe odcienie lakierów Golden Rose

$
0
0

A może powinnam była lepiej napisać o czterech, wliczając czarno-szary, holograficzny odcień tej marki? Niemniej, do wykonania jakże trudnego zdobienia użyłam trzech nowych lakierów Golden Rose, dwóch z nieznanej mi serii Color Expert, oraz czarnego Rich Color.


Serdeczny wycieniowałam wspomnianym holosiem, który jest już, niestety, wycofany, nad czym ubolewam. Gdyby nie rozcieńczalnik, dawno nie nadawałby się do użytku. Na zdjęciach widzę, że odcień nude, 101 jest nieco za ciepły w porównaniu do reszty, ale z efektu i tak jestem zadowolona. Całość pokryłam top coatem Seche Vite.


Pozostałe odcienie to czarny, może bardziej bardzo ciemna szarość numer 138,  oraz jasny szary 137. Oba z serii Rich Color. Paznokcie mam już nieco za długie, odżywka Herome delikatnie je wzmocniła, zobaczymy jak będzie sprawować się dalej.


Dobrze kryją, po dwóch warstwach, nie smużą. W paczce od firmy znalazłam jak widzicie, trzy bardzo podobne odcienie nude, które bardzo lubię jak wiecie. Na pierwszy rzut oka wydają się być identyczne, jednak numer 100 jest najjaśniejszy, najbardziej żółty, z delikatnym shimmerem. 101 już go nie posiada i jest odrobinę ciemniejszy, a 99 ma dużo więcej różowych tonów. Dla męskiego oka będą identyczne ;)


Aktualizacja włosów | marzec

$
0
0


Chwilę przed wizytą u fryzjera czas na aktualizację, chociaż nie szykują się wielkie zmiany :) Chcę nieco skrócić całość (końcówki nieco się przesuszyły) i wycieniować zapuszczoną grzywkę. W pielęgnacji wprowadziłam dwa nowe kosmetyki o dość prostych składach, typowo dla skóry wrażliwej i atopowej ale o nich innym razem.

Olejek Khadi powoli zaczyna działać, podrażnienie znika i wzmożone wypadanie również.

Kolor naturalny, pierwsze zdjęcie w słońcu, drugie z fleszem.



Viewing all 396 articles
Browse latest View live