Pamiętacie mój post dotyczący relacji z efektów, jakie uzyskałam dzięki ampułkom Mil Mil z 5%zawartości placenty? Myślę, że warto powrócić do tematu, zwłaszcza, że minęło prawie pół roku od przeprowadzenia kuracji. Dzięki nim pozbyłam się małego zakola na linii włosów, warto jednak napomknąć, czy coś się zmieniło, zwłaszcza, że od tamtej pory nie stosowałam żadnych wcierek ani nie piłam skrzypokrzywy.
Placenta charakteryzuje się wysokim działaniem wzmacniającym i odżywiającym cebulki, pobudzając ich wzrost oraz powinna powodować wysyp nowych włosów.
Efekty ciężko zauważyć od razu, z tego względu, że włosy muszą zwyczajnie urosnąć, stąd moja poprzednia opinia była nieco opóźniona w czasie.
To, co zauważyłam jednak po ponad pół roku to fakt, ze moje baby hair jeszcze nigdy nie były tak długie, nie było ich tak wiele, w miejscach, gdzie wcześniej ich nie zauważałam, na przykład, nad uszami. Po związaniu włosów w koczek można zobaczyć je w całej okazałości, co łatwo dostrzec na zdjęciu. Śmiało mogę stwierdzić, że jest to najlepszy preparat tego typu, jaki miałam okazję używać. Mój post nie jest również przypadkowy, w ciągu następnych miesięcy planuję powtórzyć kurację, aby zniwelować jesienne wypadanie, które już się rozpoczęło.
Ampułki można dostać w sklepach internetowych oraz na allegro. Swoje dzieliłam na pół i jedną część przechowywałam szczelnie zamkniętą, choć, jak czytałam, placenta szybko traci swe właściwości po otwarciu, wybór należy do Was:) Cena nie jest wygórowana, około 25złotych, tym bardziej warto spróbować.